Rozdział 13

W jego oczach były łzy. Gdy podszedł do łożka wyglądał jeszcze gorzej. 

- Wyglądasz strasznie - zaśmiałam się. Spojrzał się na mnie krzywo.

- I kto to mówi. - mruknął. Przypomniałam sobie, że mam koło siebie moich rodziców. Tata podszedł i uścisnął mu dłoń.

Mama z lekkim przerażeniem spytała się mnie, kto to jest.

- To chłopak Lily, Charlie. W porządku gość. - odparł tato i zabrał mamę na korytarz. Spaliłam buraka i schowałam się pod kołdrą. Mimo to, w duchu podziękowałam tacie za szybką reakcję.

Luke podszedł bliżej mnie, położył kwiaty na łóżku i usiadł tam gdzie wcześniej Scott. Wziął moją rekę w swoje dłonie. Nagle spojrzał się na mnie. Kilka łez spływało po jego policzkach. Zastygłam. 

Nigdy nie byłam pewna co powinnam zrobić gdy facet płacze. Patrzyłam się cały czas na niego próbując zrozumieć o co mu chodzi.

- Luke, co sie stało? - spytałam. Spuścił wzrok.

- Przepraszam Ciebie, tak strasznie Cię przepraszam. - powiedział łamiącym się głosem. Zacisnął mocno powieki, a na kołdrze pojawiło się kilka plam.

- Hej, zaraz mi tu całe łóżko ubrudzisz. Nie masz za co przepraszać, nic się nie stało. - starałam się go pocieszyć.

- Ja... Stałem tam, parenaście kroków od Ciebie. Nie byłem w stanie nawet... Nie potrafiłem się ruszyć. Naprawdę nie mogłem. Nic nie mogłem zrobić, ja.. - przerwał na wytarcie twarzy chusteczką. - Byłem jak sparaliżowany, nie wiedziałem co zrobić. Ty naraziłaś się swoim rodzicom, uciekłaś z domu, wiedząc, że Miranda może coś ci zrobić!

A gdy coś złego się stało, nie potrafiłem nic na to poradzić. Stałem bezczynnie jak ten ostatni idiota. Gdy w końcu się ruszyłem, miałaś włosy we krwi, oczy zamknięte, byłem pewien, że nie żyjesz. Ale ty jednak jesteś taka silna.. - przerwał. Podniósł wzrok na mnie. Nie byłam pewna jak mam się zachować, co czuć, co myśleć. Podejrzewałam, że właśnie wyznaje mi swoje uczucia, a ja nie byłam pewna czy łączyło mnie z nim coś więcej niż Amanda. Wstał z krzesła i przybliżył się, co mnie odrobinę speszyło.

- Obiecuję Lil, nigdy, już nigdy nie pozwolę by coś Ci się stało, rozumiesz? - powiedział. Skrzywiłam się. Przypomniałam sobie, że to samo obiecał Amandzie. Cholera, on z nią był. 

- Nie dotrzymuj obietnic, których nie możesz spełnić. - powiedziałam. Zmarszczył brwi.

- Spełnię ją.

- Amandzie też to obiecałeś. Jesteście razem. Nie powinieneś się mną tak przejmować. - odwróciłam od niego wzrok i wyjełam dłonie z uścisku. 

- Czy ty naprawdę tego nie rozumiesz? Nie jesteśmy już razem. Ona wybrała inną drogę, inne życie. Nie chce mnie w nim. - tłumaczył. - Lil, gdy zobaczyłem Ciebie na tym chodniku, zrozumiałem, że jesteś mi bliska. Nie potrafię tego wyjaśnić, znamy się w zasadzie od niecałego miesiąca. Musisz zrozumieć.. 

- Nie chcę nic rozumieć. I nie mów do mnie Lil, nie dałam ci pozwolenia. Powinniśmy skupić się na odnalezeniu Amandy, niezależnie od tego czy jesteście razem czy nie. Pieprzony egoista, myślisz tylko o sobie! - krzyknełam o wiele za głośno. Patrzył się na mnie z niedowierzaniem. Zaraz przyszli rodzice wystraszeni krzykami. Mama groźnie się na niego spojrzała. Luke zorientował się w sytuacji, rzucił ciche ‚Przepraszam' i wyszedł z sali.

- Zrobił Ci coś? - zapytała poważnie mama. Zaprzeczyłam ruchem głowy.

- To skomplikowane.

Tak naprawdę to bardzo proste. Nie liczył się z uczuciami innych, patrząc tylko na swoje. 




Po tygodniu w szpitalu mogłam już wrócić do domu. Leżałam w swoim łóżku, cały czas w piżamie z grubym bandażem na głowie. Ból z dnia na dzień coraz bardziej ustępował. Mogłam już dotykać delikatnie miejsce uderzenia, jednak cały czas bałam się zrobić coś więcej. Dostałam telefon z powrotem. Rodzice wymieniali się opieką nade mną, a ochroniarz Tim przechadzał się wkoło domu. 

Moje życie polegało teraz na spaniu, jedzeniu, piciu i czytaniu książek. Luke nie odezwał się ani razu od czasu kłótni w szpitalu. Scott natomiast dzwonił prawie codziennie sprawdzając co u mnie. Gdy pytałam o Luke'a, mówił tylko, że jest w złym stanie, nic więcej nie mogłam z niego wydobyć. 

- Nie potraktowałaś go czasem za ostro? - pytał. Sama już nie wiedziałam czy dobrze postąpiłam. Powiedziałam to, co leżało mi na sercu. Luke musi zrozumieć, że są priorytety i ja nie mogę do nich należeć. Zresztą był zraniony przez Amandę, więc jakakolwiek bliższa relacja ze mną nie wydawała mi się szczera. 

Gdy nie czytałam książek, nadal rozwijałam swój schemat i obgadywałam go ze Scottem. Policja zgubiła poszlaki. Nie widziano Amandy w Oxnardzie od tygodnia, a okoliczne miejscowości pozostawały również bez jej śladu. Państwo Brightly pogrążali się w smutku, ich dom wydawał się jakby ciemniejszy i bardziej zimny niż kiedykolwiek. 

Ku radości rodziców, wracałam do zdrowia. Pytali się często o wydarzenia z tamtego dnia, jednak broniłam się brakiem pamięci, nie chcąc pytań. Czasem mama lub tata zapytali o Luke'a, jednak zbywałam ich machnięciem ręki. Oddalałam się od nich, jednak odkąd Amanda znikneła, trudno było mi szczerze z nimi porozmawiać.

Miranda na szczęście przestała pisać groźby. Nie wiedziałam, czy któryś z chłopaków coś jej nagadał, czy sama się wystraszyła swojego czynu. Obgadując schemat ze Scottem, często zadawałam sobie pytanie o jej motywy. Miała przyjaciółkę w Oxnardzie, ale co z tego wynikało?

- Może Amanda mieszkała u niej, zakazała Mirandzie mówić o czymkolwiek i zleciła udaremnić nasze poszukiwania? - Scott z dnia na dzień wymyślał kolejne historie. 

- Myślę, że Amanda nigdy nie zleciłaby skrzywdzić kogokolwiek z nas. - tłumaczyłam, gasząc jego teorie. 

Jednak przyjaciółka Mirandy musi mieć coś wspólnego z tą sprawą. Odkąd dowiedzieliśmy się, że Amandy nie ma w Oxnardzie, nie pojawiły się żadne groźby.


Mineły już dwa miesiące od zaginięcia Amandy. Dwa miesiąca odkąd moje życie wywróciło się do góry nogami. 

Na głowie miałam teraz cienki bandaż, a miejsce uderzenia przestało być wrażliwe na mój dotyk. 

Sytuacja była na tyle dobra, że wróciłam do nauki. Nadrabiałam zaległości w przedmiotach i lekturach. Lubiłam się uczyć. Ta czynność pozwalała mi nie myśleć o beznadziejności sytuacji w związku ze śledztwem i... o Luke'u.

Jednak pewnego mroźnego wtorku, postanowiłam, że jestem gotowa na tą rozmowę. Scott wybadał sytuację, mówiąc, że jego stan psychiczny polepszył się. Zdarzało mu się nawet uśmiechać na korytarzu szkolnym i zaczepiać Scotta. Uznałam to za dobre znaki i wykorzystałam sytuację. Chciałam przede wszystkim wyjaśnić naszą sytuację. Kim dla siebie jesteśmy? Czy będziemy w stanie dalej razem pracować?

Wybrałam jego numer i przyłożyłam telefon do słuchawki. Po kilku sygnałach usłyszałam w słuchawce ciche jęki. 

- Halo? - spytałam. Nikt mi nie odpowiedział. - Halo? Jest tam kto?

Dalej słyszałam dziwne jęki. Spróbowałam wyobrazić sobie kto je wydawał i.. co robił. Przeraziłam się lekko.

- Halo? - wychrypiał głos z telefonu. Był to raczej Luke, ale nie byłam pewna. - Przestań już, Sam.


Rozłączyłam się. Dobrze, że siedziałam na łóżku.

Komentarze